Fot. Port Authority of New York and New Jersey

Strajk w Stanach jeszcze się nie zaczął, a już widać jego efekty. Armatorzy wprowadzają dodatkowe opłaty

Kolejni armatorzy wprowadzają dodatkowe opłaty za rejsy do zagrożonych strajkiem portów Wschodniego Wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Jednocześnie na sytuacji już zaczynają korzystać porty po drugiej stronie kraju. Jednak eksperci twierdzą, że nie będą one w stanie przejąć całego wolumenu ze Wschodu.

Ten artykuł przeczytasz w 5 minut

Niemiecki armator Hapag-Lloyd wprowadza dodatkową opłatę 1 tys. dolarów na TEU (kontener 20-stopowy) na rejsach do portów Wschodniego Wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Work Disruption Surcharge (dopłata związana z zakłóceniami pracy) dotyczy wszystkich towarów płynących z portów Europy Północnej, Morza Śródziemnego, Afryki, Bliskiego Wschodu, Indii, Oceanii oraz Ameryki Południowej. Dodatkowa opłata obowiązywać będzie od 18 października 2024 r.

W dalszej części artykułu przeczytasz:

  • jakie dopłaty wprowadzili inni armatorzy
  • jak port w Los Angeles korzysta na groźbie strajku na Wschodzie USA
  • jakie mogą być konsekwencje strajku dla globalnych łańcuchów dostaw

Najnowszy krok niemieckiej firmy żeglugowej to odpowiedź na sytuację w portach Wschodniego Wybrzeża, którym grozi strajk. Dokerzy reprezentowani przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Marynarzy Przybrzeżnych (ILA) grożą wstrzymaniem pracy w kilkudziesięciu portach na wschodzie kraju i w Zatoce Meksykańskiej z powodu sporu z pracodawcami skupionymi w organizacji Sojusz Morski Stanów Zjednoczonych (USMX).

Spór dotyczy nowego kontraktu dla pracowników portowych. Dodatkowo negocjacje zostały zerwane w czerwcu br. z powodu zarzutów ILA o stosowanie przez Maersk zautomatyzowanych procesów w jednym ze swoich portów. Szefostwo ILA grozi strajkiem 45 tys. swoich członków w kilkudziesięciu portach od 1 października br. Co więcej, ostatnio organizacja zagroziła stworzeniem globalnej współpracy związków zawodowych, która mogłaby koordynować strajki i wymuszać na pracodawcach ustępstwa poprzez równoczesne protesty w kilku miejscach.

Nie tylko Hapag-Lloyd

Zresztą Hapag-Lloyd nie jest jedynym operatorem, który zdecydował się na wprowadzenie dodatkowych opłat za transport morski. Na początku września największa globalna firma żeglugowa MSC ogłosiła wprowadzenie od 1 października dodatkowej dopłaty w wysokości 1 tys. dolarów za TEU i 1,5 tys. za kontener 40-stopowy na rejsy z Europy do portów na wschodzie USA i w Zatoce Meksykańskiej.

Z kolei trzeci największy gracz – CMA CGM – od 11 października będzie pobierać dodatkowe 1,5 tys. dolarów za TEU w przypadku importu do zagrożonych strajkiem portów oraz 800 dolarów za TEU i 1 tys. dolarów za 40-stopowy kontener w przypadku eksportu z tych przystani.

Los Angeles już korzysta

Chociaż strajk jeszcze się nie zaczął, sama jego groźba wpływa już na łańcuchy dostaw. Widoczna jest migracja armatorów z zagrożonych strajkiem portów na wschodzie i południu Stanów Zjednoczonych do portów na Zachodnim Wybrzeżu.

Jak poinformował port w Los Angeles, w sierpniu obiekt w Mieście Aniołów obsłużył 960 tys. TEU, co było najlepszym wynikiem od czasu pandemicznego boomu. To wynik o 16 proc. lepszy rok do roku. Przykładowo, europejskie porty osiągnęły w I półroczu wyniki na podobnym poziomie jak rok wcześniej. Port Los Angeles-Long Beach po ośmiu miesiącach roku obsłużył już więcej ładunków niż w całym 2023 r. Wzrost konsumpcji w Stanach Zjednoczonych to jedno, ale stopniowe trwające od czerwca przekierunkowanie cargo z portów na Wschodzie kraju także przyczyniło się do wzrostów w Los Angeles.

Konsekwencje na horyzoncie

Cytowany przez portal „The Loadstar” Lars Jensen, ekspert od transportu morskiego, twierdzi, iż w przypadku wystąpienia strajku jego efekt nie będzie widoczny od razu. Uważa, że w przypadku, gdy statek przypłynie do portu na Wschodnim Wybrzeżu i tam utknie to brak kontenerów, które normalnie powinny wrócić, w Azji będzie odczuwalny za ok. 5-7 tygodni. Zaś przedłużający się strajk może realnie zagrozić podaży kontenerów na Chiński Nowy Rok w lutym.

Inni eksperci spodziewają się bardziej katastrofalnych efektów.

– Czeka nas prawdziwy kataklizm – zakłócenia na Morzu Czerwonym uniemożliwiają normalny dostęp do Kanału Sueskiego, Kanał Panamski działa na zmniejszonych obrotach, a strajk ILA praktycznie odetnie główne arterie światowego handlu – skomentował Mike DeAngelis, head of international solutions w FourKites, w mailu do trans.iNFO.

DeAngelis uważa, że choć porty w Kanadzie i na zachodnim Wybrzeżu przejmą trochę ładunków ze Wschodu,  nie będą w stanie zaabsorbować wszystkiego.

– Dopływ frachtu może doprowadzić do tygodniowych, jeśli nie wielomiesięcznych opóźnień, nawet po zakończeniu strajku – twierdzi ekspert FourKites. – To może wpłynąć na trendy na morzu głęboko w 2025 r.

Strajk w Stanach Zjednoczonych może mocno uderzyć w importerów w sezonie szczytowym. Ale także w zapasy środków produkcji, co odbije się na produkcji.

Jak twierdzi DeAngelis, strajk może szczególnie mocno uderzyć w sektor rolny i motoryzacyjny. Ucierpieć mogą amerykańscy eksporterzy żywności, ale i kraje uzależnione od importu amerykańskich produktów. W przypadku sektora automotive ekspert Four Kites obawia się spadku produkcji z powodu zakłócenia łańcuchów dostaw.

Tagi